Przejdź do głównej zawartości

Na dnie. Rozdział 4.

Rozdział 4 
  Julia zadzwoniła do swojej mamy i zaprosiła ją i tatę na kolację, nie podała jej żadnego powodu tego spotkania, jedynie powiedziała, że to ważne. Zaraz po tym napisała sms do Marcina, że kolacja będzie w piątek o osiemnastej u nich w domu. Powiedzieć, że czuła się dziwnie to zdecydowane niedopowiedzenie. Ich koniec nadchodził wielkimi krokami i wychodziło na to, że żadne z nich tak naprawdę nie było na to gotowe. A co ważniejsze żadne z nich tak naprawdę tego nie chciało. Oboje także nie mieli na tyle odwagi, by wykonać pierwszy krok do odbudowania związku. 
Piątek i kolacja z rodzicami zbliżała się nieubłaganie. Julia była coraz bardziej zestresowana. Nie była pewna jak się zachować, ani też jak zareaguje jej tata. Jedyne czego była pewna to, że jej już za niedługo była teściowa oraz jej własna matka będą zadowolone i będą wzajemnie obwiniać ją i Marcina. Ta perspektywa nie była zbyt przyjemna, dlatego by zająć czymś myśli wyszła z mieszkania Darii i udała się do jeszcze niedawna wspólnego domu - jej i Marcina. 
Lubiła i umiała gotować dlatego postanowiła sama się tym zająć, poza tym to odciągało jej myśli w pewnym stopniu, by móc się trochę uspokoić. Ale w miarę upływu czasu denerwowała się coraz bardziej. 
Dłonie Julki drżały, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi i poszła je otworzyć. Za nimi stał jej mąż z tak samo kwaśną miną jak ona. Marcin od razu pomógł jej z przystrojeniem stołu. Przez chwilę mogli się poczuć jak na początku ich małżeństwa, kiedy nawet przy takich prostych czynnościach sobie pomagali. Na chwilę wrócili do momentu, w którym wszystko wydawało się być proste, a ich związek nieskończony. Wtedy najwidoczniej o miłości i związku jeszcze nie wiedzieli nic. 
Nie rozmawiali ze sobą, jedynie wymieniali się ukradkowymi spojrzeniami jak zakochani nastolatkowie, którzy są zbyt nieśmiali, by zamienić ze sobą choć słowo. Ale w ich obecnej sytuacji wystarczało im to. W ciszy napawali się swoją obecnością. Oddychali tym samym powietrzem i to im wystarczało.
Kiedy dzwonek zabrzmiał po raz drugi, spojrzeli się na siebie przez chwilę, a potem Kotecki otworzył drzwi teściom i swoim rodzicom. 
-Co jest dzieciaki, co wy tacy skwaszeni? -zapytał ojciec Koteckiego wesoło szturchając swojego syna, na co Marcin uśmiechnął się krzywo. Przyjeżdżając tutaj spodziewali się usłyszeć, że młode małżeństwo spodziewa się dziecka. Co nawet obie matki ucieszyło i w końcu byłyby w stanie zaakceptować ten związek. Cała czwórka miała dowiedzieć się za chwilę jak bardzo się pomylili. 
-Może najpierw usiądźmy i zjedzmy. - zaproponowała Julia, widząc przerażoną twarz Marcina. Klepnęła go lekko w plecy, jakby chciała mu powiedzieć, że obydwoje siedzą w tym gównie i udała się do kuchni. Danie, które przyrządziła pachniało wyśmienicie.
Kiedy wszyscy siedzieli przy stole, a jedzenie powoli znikało z ich talerzy Julka spojrzała na męża, który siedział jak na szpilkach. Nie dziwiła mu się, sama trzęsła się jak osika i wiedziała, jak okropne było to uczucie, ale wolała, żeby to on podzielił się z rodziną "radosną" informacją. 
- No, więc co to za dobra nowina? - zagadnął teść Koteckiego, a żona siatkarza miała ochotę zaśmiać się im wszystkim w twarz. Nawet nie mieli pojęcia jak bardzo się mylili.
-Rozwodzimy się- powiedziała. Matka Julki słysząc to zadławiła się kawałkiem mięsa, a na ratunek przyszedł jej jeszcze zięć. Marcin klepnął lekko teściową w plecy, a kiedy ta mogła znowu normalnie oddychać i mu podziękowała za pomoc, usiadł na swoim miejscu.
-Z tego co pamiętam prima aprilis jest w kwietniu - burknął starszy Kubiak. Wiedział, że jego żonę jak i matkę Julki prawdopodobnie ucieszy ta informacja, ale on miał wrażenie, że jego serce wraz z tą wiadomością zakuło boleśnie.
-Stwierdziliśmy, że to dalej nie ma sensu- odpowiedział Marcin, kompletnie ignorując słowa swojego ojca. Siatkarz czuł, że ta rozmowa nie minie tak szybko i gładko jak obydwoje z Julką by tego chcieli.
-Na pewno da się to jeszcze naprawić- upierała się pani Koteckiego, a Julka miała ochotę się zaśmiać. O ironio, że słyszała to właśnie z jej ust. 
-Myslalam, że ty będziesz najbardziej zadowolona z naszego rozwodu - 
- Nie odzywaj się w ten sposób do mojej matki - zaoponował Marcin, patrząc na swoją żonę wściekłe. Nieważne jak miał się skończyć lub nadal trwać ich związek, jego matce należał się szacunek. 
-Przecież taka jest prawda, Marcin. Twoja mama na pewno już szuka ci odpowiedniej kandydatki na żonę. Nigdy nie była zadowolona z naszego małżeństwa. Zawsze komentowała nasze życie i nie umiała się pogodzić, że nie jesteś już małym chłopcem, który potrzebuje mamusi- wytknęła i dzięki temu poczuła się chociaż odrobinę lepiej, jakby ciężar spadł z jej ramion. Jednak, kiedy na twarzy swojej teściowej zobaczyła ból i pewnego rodzaju smutek, chciała cofnąć swoje słowa. A zaraz po tym pomyślała, ile razy słyszała od tej kobiety gorsze słowa i poczucie winy minęło.
-Wystarczy! - krzyknął, uderzając dłonią w stół, a Julka wywróciła oczami. Gdyby nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji to pewnie przestraszyłaby się, nie na żarty. Jednak po tych wszystkich kłótniach, uderzanie w stół było niczym.
-Twoja matka raczej też będzie zadowolona z naszego rozwodu, więc nie wiem po co ci te przytyki wobec mojej mamy - dodał, po raz kolejny mierząc żonę wściekłym spojrzeniem. Ich rodzice nic nie mówili. Jedni, jak i drudzy mieli nadzieje, że to jakiś nieśmieszny żart.
-Moja matka przynajmniej nie wchodziła nam z buciorami w życie i nie wychowała sieroty! - warknęła, a jej mama spojrzała na nią zaskoczona. Nigdy nie sądziła, że usłyszy tak okropne słowa z ust swojej córki. Nie tak ją wychowała. 
- Nie rozśmieszaj mnie. Nie potrafisz dobrze koszuli wyprasować, a co dopiero dobrze się zachować. Co ja w tobie widziałem? 
-Masz rację, nie wiem co widziałeś. Ja też nie wiem, co w tobie widziałam i wygląda na to, że mogłam posłuchać matki, kiedy mówiła, że będę płakać przez ciebie. Jak zwykle miała rację. 
-Ale to nie ja straciłem nasze dziecko. Powiedz mi jak trzeba być głupim i nieodpowiedzialnym co? -powiedział Michał, czego zaraz bardzo żałował. 
Widział jak w oczach, które kochał jak szalony zbierają się łzy. Julka przełknęła głośno gulę, która ciążyła w jej gardle i zamrugała szybko. Ciężar tego wszystkiego ponownie spadł na jej barki, jednak nie miała zamiaru przy nim płakać, już nie.
-Nienawidzę cię!- warknęła, a jej głos w ogóle nie przypominał tego sprzed kilku chwil. Był mroczniejszy, bardziej zły i nieskończenie zraniony. A Marcin czuł się jak ostatni kutas, którym zresztą był.
Rodzice Julki słysząc to wszystko mieli ochotę obedrzeć zięcia ze skóry. Jako jedyni dobrze wiedzieli jak bardzo utrata dziecka bolała ich córkę, a wspominanie tego bolało ją jak miliardy szpilek wbijanych prosto w serce.
Jej teściowie za to nie mieli pojęcia co wstąpiło w ich syna. Oczywiście jego matka nigdy nie przepadła za Julką, ale nie wychowała syna w taki sposób, by ot tak obrażał kobiety. Fakt, często dogryzała Julii, ale nigdy nie śmiała poruszyć tak bolesnego tematu. 
Tomasz wiedział, że jego córka nie będzie siedziała spokojnie, kiedy po raz kolejny została sprowokowana i tak cholernie zraniona. I nie zdziwił się, kiedy chwyciła swój kieliszek z winem i chlusnęła nim prosto w twarz swojego męża. 
Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Cały plan bycia spokojnym podczas tej rozmowy odszedł w niepamięć. 
Marcin wstał od stołu równo z Julką, a ta przycisnęła kieliszek do jego piersi i chciała  zostawić ich wszystkich i po prostu uciec. Kiedy odsunęła dłoń od klaty męża, szkło roztrzaskało się o podłogę, a Marcin złapał jej dłoń i chciał ją zatrzymać.
-Pierdol się, Kotecki- powiedziała i ten jeden raz, nie powstrzymała swoich łez, które spłynęły po jej policzkach.
Zranił ją i to w najgorszy i najbardziej perfidny. Nie powinien tego mówić. Teraz gdy już wiedział jak cierpi, nie powinien. Dodatkowo był świadom, że Julka musiała poczuć się upokorzona wobec jego matki, która zawsze lubiła jej dogryzać na temat braku dzieci. Choć nigdy tak naprawdę jej nie obwinia, tak jak zrobił to on. 
Julka nie zamierzała zostać w tym domu ani chwili dłużej. 
-Przepraszam was, że byliście tego świadkami. Zadzwonię dobrze? -wyszeptała w stronę rodziców, po czym rzucając ostatnie pogardliwe spojrzenie na Marcina skinęła swojemu jak na razie jeszcze teściowi głową i wyszła z tego domu. Świeże powietrze było tym czego teraz potrzebowała. Ewentualnie kilka butelek wina albo zdecydowanie czegoś mocniejszego. 
Jedyne na co teraz miała ochotę to ukryć się gdzieś, gdzie będzie mogła wylać hektolitry łez, które nagromadziły się w jej oczach i zapomnieć o tym co kiedykolwiek powiedział Marcin oraz o tych wszystkich latach przepłakanych nad kolejnymi negatywnymi testami ciążowymi. 
Marcin w życiu nie czuł się tak podłe. Tak bardzo żałował tego co powiedział. Tak bardzo nie rozumiał dlaczego to zrobił. Nawet się nie zastanowił, po prostu to powiedział. A wypowiedzianych słów niestety nie dało się cofnąć, choć tak bardzo tego pragnął. 
Nie miał ochoty już z nikim rozmawiać, wiedział że zawalił na całej linii. Nawet nie potrafił spojrzeć na swoich rodziców lub teściów. 
-Wyjdźcie -powiedział w końcu, gdy nie mógł znieść już ich natarczywego wzroku. 
-Marcin.. -zaczęła jego matka. Nie do końca rozumiała co tu się właściwie stało. Przecież Julia i Michał zawsze byli nierozłączni na przekór swoim matkom. 
-Po prostu stąd wyjdźcie. Chcę zostać sam. - ponowił próbę pozbycia się gości. 
Rodzice Julki najwidoczniej go posłuchali, bo zaczęli kierować się do wyjścia obdarzając go jedynie wściekłymi spojrzeniami. Dziwił się jedynie, że pan Tomek nie dał mu w twarz. Zasługiwał na to bardziej niż na cokolwiek innego. 
Po wyjściu rodziców swojej żony, zignorował swoich i udał się do sypialni, w której do jeszcze niedawna spędzał noce z Julką. Nie było w niej nic. Nie było jego rzeczy, ani jej. Ten dom stracił to co miał najcenniejszego - ich miłość. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Na dnie. Rozdział 5.

Rozdział 5  Julka znała tylko jedna osobę, w której ramieniu mogła się do woli wypłakać. I tą osobą była Daria, która potrafiła słuchać i nie zadawać pytań gdy widziała, że te pogorszyłyby jedynie stan przyjaciółki. Znały się już od wielu lat. W zasadzie to od czasu gdy Julia i Marcin zamieszkali w Jastrzębim-Zdroju. Byli wtedy parą wręcz podręcznikową. Sprzeczki raz na jakiś czas, które w każdym zdrowym związku się pojawiały. Wszystko było idealne. Ich miłość przyprawiała o zazdrość wszystkich. A teraz co się z nimi stało? Ranili się wzajemnie na najboleśniejsze im znane sposoby.  -Ale kochasz go, Julka? - zapytała Daria, kompletnie pijana. Butelka whisky na dwie kobiety to zdecydowanie za dużo. Jednak Julka właśnie tego potrzebowała. Chciała choć na chwilę zapomnieć. Chciała choć na chwilę uśmierzyć ból. -A jak myślisz, co? Kocham go jak szalona, ale między nami było tyle złych słów, wyrzutów i świństw, że nie wiem czy jest jeszcze o co walczyć. On ciągle mówi, ...
Zapraszam Was serdecznie na mojego Facebook'a, który wystartował właśnie dziś!  https://www.facebook.com/105843517529602/posts/105863280860959/